sobota, 7 marca 2015

Belphegor i Fran - Ból nie jest wcale oznaką nienawiści. #1

   Stałem przed jego drzwiami. Oberwie mi się. Jakby mnie to obchodziło. Nudzi mi się. Nie będę siedział w domu jak jakiś idiota. Zresztą, może powinienem wprowadzić się do księcia?
   Zastukałem delikatnie w drzwi, ale nie czekałem, aż ktoś mi odpowie. Bez znaczenia, czy tego chce, czy nie. Stanąłem w przedpokoju, kiedy w mojej czapce wylądowały trzy noże.
- Bel-Senpai, to nie jest zbyt miłe powitanie. - Powiedziałem, po czym usłyszałem jego.. Hm, Śmiech? ,, Ushishishishishishi''.
- Senpai. - Podrapałem się w tył głowy, mniej więcej tam, gdzie kończy się ta ogromna czapka.
   Uśmiechał się, zresztą - to akurat nie było dziwne. Patrzył na mnie, przeszywał wręcz wzrokiem, choć nie widziałem jego oczu. Nikt ich nie widział. Mimo to, wiedziałem, ze na mnie patrzy. 
- Uuuuoi. Skaleczyłeś mnie, Senpai. - Powiedziałem to, gdy kolejne trzy noże wylądowały pomiędzy poprzednimi. 
- Uaaa? - Blondyn przede mną próbował udawać zaskoczonego. - Ushishishshishi. Czego tu szukasz, smarkaczu?
- Nudzi mi się w domu. - Mruknąłem, siadając wygodnie na jego kanapie. Meble w jego domu były wygodne. - Postanowiłem Cię odwiedzić, Bel-Senpai. 
- Uaah. Ushishishishi. - Pokręcił głową, jego blond włosy zatrzęsły się. - Nie mam ochoty Cię niańczyć, może od razu pójdziesz, zanim wszystkie noże skończą w Twoim ciele?
- Ah, tak. - Zacząłem z czapki wyjmować sześć noży, przekrzywiając je i rzucając do śmietnika w rogu pokoju. Twarz Bela zadrżała. 
- Co Ty robisz, głupia żabo? - Warknął, wyrywając mi z rąk ostatni nóż. Zranił mi dłoń. Oblizał ostrze z krwi. Uśmiechnął się znowu, oblizując usta. - Ah, ta słodka krew. Ushishishishishishi. 
- Aaaaah. - Mruknąłem, kładąc się, układając nogi na jego poduszce, a głowę na drugiej, z przeciwnej strony.  - Lubisz moją krew, Senpai. 
- Aghhh. - Widziałem po jego mowie ciała, że chyba się trochę zirytował. - Każda krew jest dobra, ushishishishishi. Nie za wygodnie Ci? Leżysz na mojej kanapie, trzymasz brudne nogi na mojej poduszce i jeszcze mi każesz stać, głupia żabo, ushishishishi?
- Senpai. - Mruknąłem, gdy kolejna seria mieczy wylądowała tym razem w moim brzuchu. - Mógłbyś przestać dziurawić moje ciało? 
- Głupia żabo. Ushishishishi. - Usiadł na moim brzuchu, wbijając noże głębiej. 
- Bel-Senpai, to boli. - Mruknąłem, jednak on się za bardzo nie przejął. Wstał i zaczął wyjmować z mojego ciała noże. Tak, jakby bał się, że kolejne mu wyrzucę. - Ostatnio nie mieliśmy misji.
Jego twarz odwróciła się ku mojej, gdy polerował noże. 
- Ushishishi, masz rację, ropucho. - Usiadł na stole uśmiechając się złowieszczo. Zawsze zastanawiało mnie, co ten uśmiech ma wyrażać. Mówili, że jestem najbardziej tajemniczy w Varii. Nikt nigdy nie wie o co mi chodzi, i co mam na myśli. Jednak to ja totalnie nie kumam jego. 
   Kumać? No właśnie. Wkurzała mnie ta czapka.
- Ostatnio nie miałem okazji pobawić się z nikim.. Tak mało krwi. Ushishishishi. 
Spojrzałem znowu na niego, marszcząc lewą brew. Poczułem lekkie spięcie. Czy on coś planował?
- Więc może Ty dasz mi trochę rozrywki, żabciu? Ushishishishi.
To było dziwne. Żabciu? Już nie " Głupia żaba ", bądź "ropucha"? 
- Senpai. Nie pozwalam Ci wykorzystać mnie seksualnie. - Powiedziałem, siadając powolnie. 
Ushishishishishishishi. Znowu to słyszałem.
- Wykorzystać? Mogę Cię wykorzystać inaczej. - Szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Chcę Twojej krwi. Dużo.
Przymrużyłem jedno oko. Wiedziałem, że mówi całkiem poważnie. Ale trochę się z nim podroczę. Może mu się odechce?
    Kogo ja próbuję oszukać? To ja chcę tego. Chyba zacząłem lubić to jego 'znęcanie się' nade mną. Większość ludzi uznałoby mnie za konkretnego debila. Ale serio uważam, że to podniecające.
- Uuoooch, Belphegor-Senpaiii! - Zrobiłem przejętą minę na tyle, na ile potrafiłem. - Jesteś chory? Potrzebujesz transfuzji krwi? Mamy taką samą grupę? Bel-Senpaii! - Chciałem udawać przejęcie, ale mój głos zupełnie się nie zmienił. On też tego nie łyknął. Śmiał się. Znowu to samo. Ushishishishishishishishi. 
- Czasami serialnie jesteś słodki, żabciu. - Przybliżył się do mnie. Zbyt niebezpiecznie. Nachylił się. Zacząłem panikować, i wbrew sobie.. Poczułem, że moje policzki płoną. Co się działo?  - Coś tak zburaczał? Zieleń Ci bardziej pasuje, ushishishishi. 
- Bel-Senpaai. Wydaje mi się, że jesteś za blisko. 
- Właśnie. Wydaje Ci się. Ushishishishi. - Ujął mój policzek swoją chłodną, kościstą dłonią. - Tobie się zawsze tylko wydaje, głupia żabo.
   Zawsze?
- Nigdy nie wiesz niczego na pewno.
   Nigdy?
- Wkurzasz mnie tylko i plączesz się pod nogami.
   Wkurzam go?  
- Poza tym, nie chcę być blisko Ciebie! Głupia, cholerna żabo.
   Nie chce być przy mnie?
- Bo Twoja krew tak mocno mnie kusi.
   ...?
- W końcu ją zdobędę! Ushishishishi. - Z tymi słowami poczułem w swoim udzie nóż. Przekrzywiłem głowę, patrząc, jak wyjmuje nóż i oblizuje.  - Mhaaa. Tak słodko. 
   No teraz przesadził. To ewidentne molestowanie.
- Ale jestem księciem, więc musisz być mi uległy, ushishishishi.
   Za kogo on się ma?
- Chyba Twoja krew mi nie wystarczy.
   Jasne, weź jeszcze mięso i kości. 
   Chwilę siedział w bezruchu. Po chwili poczułem, jak jeden z jego noży wsuwa się pod mój płaszcz, rozcinając brzuch. Kolejna krew. Kolejna próba. Jego twarz znowu przybrała tego szaleńczego wyrazu. W jakiś sposób pociągało mnie to. Uuuaa. Zdjął mi płaszcz, po czym szarpnięciem rozerwał koszulkę. Czemu nie pozbył się czapki? I tak jest niewygodna. Widocznie mu się podobała. Może za dużo myślę? Może powinienem skupić się na tej przyjemności? Albo powinienem zacząć się szarpać.
   Ale, cholera. O czym ja myślę? Powinienem mu strzelić w pysk i uciec. Ale to książę. Od kiedy to się dla mnie liczy? Dlaczego się nie bronię?
   Jest tyle pytań i tak mało odpowiedzi. Wiem tylko, co do niego czuję. Tak. Kocham tego rozkochanego w sobie księcia. Kocham tego egoistę. Oddam się temu sadyście.
   Tak, chcę tego!
    To chwila bólu. Mała, delikatna chwila. Nie chciałem używać iluzji. Nie w tym momencie. Nie w takim. Czując jego członek w swoim wnętrzu. Ah. To boli. Ale co miałem zrobić? Nie mogłem się powstrzymać przed jękiem, obejmując go delikatnie, położyłem dłonie na jego łopatkach. Przesunąłem po nich palcami, robiąc rany. Poczułem pod paznokciami krew. Ciepła. Przecież jego geniusz ujawnia się, gdy zostanie zraniony. Czyżbym skazał się na śmierć?
   On się uśmiechał. Zawsze się uśmiechał. Poruszał się szybko, sprawiając mi duży ból, a jego członek wsuwał się we mnie prawie do końca. To gorszy ból, niż te wszystkie noże. Ale w jakiś sposób sprawia mi przyjemność. Zazwyczaj unikałem bólu iluzjami. Może powinienem przestać? Nie, nie. Chcę żyć.
   Warto po prostu przychodzić tu. Bez powodu, niespodziewanie. Ruszał biodrami coraz mocniej. Ja tylko unosiłem wyżej biodra, rzeczywiście, byłem bierny.  Ale jemu to nie przeszkadzało. Widziałem ten uśmiech. Wciąż psychopatyczny, ale było w nim coś jeszcze. Odważyłem się, odsłoniłem jego oczy. Ten szaleńczy błysk, mieszany z ogromnym pożądaniem. Poczułem, jak pieką mnie policzki. Pocałował mnie. Tak delikatnie, z czułością. Jakby to nie był ten sam Bel. Ale po chwili znowu poczułem ból, wbił nóż w mój bok. Krew leciała. Tym razem nie miałem iluzji. Idiota. Mógł pomyśleć.
   Puściłem jego grzywkę i znów opadła na te genialne oczy. Objąłem go, drapiąc znowu jego plecy. To była chwila, ale jakże pamiętliwa. Ciepły płyn rozlał się w moim wnętrzu. Przez chwilę zastanawiało mnie, czy to krew lecąca z mojego boku, czy jednak to uczucie z dołu, jego sperma. Chyba to drugie. A bok? Boli. Usłyszałem jego głos.
- Fran?!
Ale potem już nic nie pamiętam. Pogrążyłem się w ciemności. Śniło mi się, że leżę na wielkim, białym łóżku, zupełnie nagi, otulony ciepłą pierzyną.
   Zaraz. To nie sen.
- Senpai? - Spytałem, po czym poczułem jak coś dużego wywołuje nacisk. Spojrzałem w jego stronę. Siedział przy mnie, popijając herbatę.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz, głupia żabo. Ushishishishishi.
- Strasz? Co się stało, Bel-senpai? - Spytałem spokojnie, spoglądając na niego.
 - Byłeś blady jak kartka papieru i nagle zemdlałeś. - Bel odłożył kubek i chwycił mój podbródek, unosząc. - To, że Cię nie znoszę, nie znaczy, ze chcę Cię stracić. - wpił się w moje usta. Z takim uczuciem, że miałem wrażenie, że to naprawdę miłość. A może nie wrażenie?
- Kocham Cię, Bel-Senpai.































~ A więc skupiłam się raczej na uczuciach Frana, aniżeli Belu, czy też w przypadku 'tych' momentów - seksie. Uznałam po prostu, że skoro Fran jest najbardziej tajemniczą postacią w Varii, koniecznie muszę skupić się na jego myślach i odczuciach. Dlatego w pierwszej osobie pisałam, starając się oddać jak najbardziej jego uczucia. Miało być w niektórych momentach dramatycznie, w niektórych chaotycznie. To nie ma być super literacki wywód, a opisanie uczuć chłopaka. Więc, mam nadzieję, że będzie dobrze - Dodajcie komentarz z waszymi opiniami, refleksjami. Byłabym wdzięczna. Dziękuję, że przemęczyliście się, czytając to. Na razie to będzie oneshot, może jak komuś się spodoba, kiedyś pojawi się 2 część. No i parę zdjęć. ~