czwartek, 11 czerwca 2015

Wśród kwiatów. cz.1.

     Jest ciemno. Nie wiem dlaczego, ale mrok sprawia, że się boję. Boję się każdego szelestu, ruchu. Do tego dręczy mnie jedna myśl. Co się dzieje z nami po śmierci? Czy naprawdę stajemy na rozstaju dróg i trafiamy do Piekła, lub Nieba? Czy Piekło, Niebo, czy to istnieje? Czy istnieje Niebo? Czy tam jest dobrze?
     Tyle pytań, a tylko na jedno mam jasną odpowiedź. Jest miejsce, gdzie czyhają najgorsze istoty. Demony, Upadłe Anioły, sam Lucyfer. Doświadczyłem tego na własnej skórze, codziennie patrząc w krwiste oczy mego lokaja. Wybawcy.
    Oddałem mu swoją duszę, za pomoc, za zemstę. Chcę pomścić swój dom. Rodziców. Choć z perspektywy lat gotowy byłbym stwierdzić, że świetnie radzę sobie bez nich, to ból nadal jest. Wspomnienie ojca. Oczy matki. Chciałem to wymazać z pamięci. Nie umiem.
    Do tego tak strasznie się boję. Oddałem swoje całe życie Demonowi. To on przejmie moją duszę, gdy tylko dokonam zemsty. Czy to będzie boleć? Moja dusza będzie pamiętać? Czy ja będę nadal świadomy?
    Czy pozostanę nadal paniczem, czy to ja będę wiernym sługą u bram skamieniałego serca mego lokaja? Czy demony naprawdę nic nie czują? Czy pusty wzrok Sebastiana to prawda, a czułość z jego strony to wytwór mojej wyobraźni?
    Każdy gest w moją stronę boli. Każdy dotyk, nawet najdelikatniejszy. Bo wiem, że niedługo nie ujrzę już długich palców oplatających mój policzek, a jedynie cierpienie.

    Wszedł do środka. W nocy. Dlaczego? Chciał sprawdzić czy śpię? Czy zawsze tak robił? Ach. Nikt mi nie udzieli odpowiedzi na setki pytań, które mnie dręczą.
- Paniczu, dlaczego nie śpisz?
Jego głos zmroził we mnie wszelkie odczucia. Przez chwilę nie umiałem nawet wydobyć z siebie głosu. Dopiero po tym nastąpiła fala emocji. Poczułem ból. I ulgę. Strach zniknął, zastąpiony nagłym, przeciwnym uczuciem - poczuciem bezpieczeństwa.
- Ach.. Nie mogłem spać. - Powiedziałem cicho, siadając. Kołdra zsunęła się po mojej klatce aż na dolne partie brzucha. Widziałem, jak wzrok Sebastiana wędruje wzdłuż guzików mojej koszuli nocnej. Uśmiechnął się, w ten zwyczajny dla siebie spokój.
- Zaparzyć Paniczowi herbaty?
Nie czekał na odpowiedź. Znał ją. Wiedział, że tego potrzebuje. Uspokojenia. Wiedział wszystko. Każdy detal mojego umysłu. Nie znał tylko pytań, które krążyły w mojej głowie. Skąd mógł wiedzieć? A może wie. Może nie chce powiedzieć.
Wrócił po chwili, informując mnie o detalach herbaty, których w sumie nawet nie słuchałem. Od razu napiłem się. Czy to coś dało? Tak. Mój umysł się uspokoił. Pytania zniknęły. Teraz był tylko on. I tęsknota.
- Sebastianie. Kocham Cię, jako mojego wiernego lokaja, który nigdy mnie nie opuszcza. Ale zastanawiam się, jakby było..
- Hm? - Jego oczy powędrowały ku moim, usiadł na brzegu łóżka gładząc moje włosy przy policzku.
- Czy gdyby moja matka żyła, czy ona.. Czy ona by teraz mnie uspokajała? Czy byłaby tu i gładziła moje włosy?
- Nie byłoby wtedy na pewno mnie.
Dlaczego te słowa tak zabolały? Przecież wolałbym rodziców, niż jego. A może cieszy mnie, że tak się stało? Że mogłem przy sobie przez te lata mieć mojego wiernego lokaja? Mojego demona?
- Paniczu. - Sebastian wyciągnął mnie spod kołdry, sadzając sobie na kolanach. Sam się dziwię, że nie rozlałem herbaty. - Nie wiem, co by robiła Twoja matka, gdyby żyła, ale wiem, że choć jej nie zastąpię, muszę robić wszystko, by na Twojej twarzy znów zagościł uśmiech.
To tak bardzo bolało. Czy on do cholery nie zdawał sobie sprawy, że jego słowa są bolesne? Że chcę, by mówił szczerze, a nie tą swoją gadaniną, którą musi wygadać. Sam już nie wiem, czy wierzyć jemu, czy sobie.

Nie mam pojęcia kiedy zasnąłem, ale wiem, że to słońce mnie irytuje.
- Sebastianie, mógłbyś dać mi chociaż się wyspać. - Mówiąc to uniosłem się do siadu. Nie było go. Promienie słońca wpuścił Finny.
- Ach! - Ukłonił mi się. - Sebastian pojechał do miasta załatwić coś.
- W porządku. - Mruknąłem. Wcale nie w porządku. Powinien być tutaj. Powinien mnie obudzić, ubrać, podać śniadanie. Co on sobie myślał? Że pozwolę oglądać swoje nagie ciało komukolwiek innemu?
Cholera, nienawidzę go.
Od lat ten codzienny rytuał. To Sebastian oświetla mój pokój z rana, to on dobiera mi ubrania, by po tym pochwalić, jak wspaniale na mnie wyglądają. On przynosi mi śniadanie, mówiąc dokładnie co znajduje się na talerzu. A teraz ktoś ma go zastąpić, bo mu się chce iść na zakupy? Mogli mnie chociaż  w ogóle nie budzić.
Ach, nawet nie zauważyłem kiedy Finny wyszedł z pokoju. No super, jeszcze zostałem tu sam, z niedobranymi ubraniami. Że niby miałem założyć niebieską kamizelkę z żółtą koszulą?
Sebastianie, wracaj..
- Wzywał panicz? - Usłyszałem za sobą. Odwróciłem się. Nikt inny, jak mój lokaj.

- Ach, oczywiście. - Powiedziałem, kiedy Sebastian zaproponował mi spacer po ogrodzie. Obiad był dobry, więc byłem w dobrym humorze. Do tego demon mówił o jakiejś niespodziance.
Wyszliśmy więc.
Ach. Cóż za zmiana. Mój ogród pełen białych róż zmienił się diametralnie. Białe róże z prawej strony mieszały się z czerwonymi, po środku z niebieskimi, a po lewej z czarnymi. Choć moje serce oddane było bieli róż, teraz pozostałe kolory pięknie się komponowały. I tak miało zostać. Sebastian widocznie zauważył entuzjazm w moich oczach, bo sam się uśmiechał.
- Śmiem twierdzić, iż paniczowi się podoba.
- Jest.. Ładnie. - Powiedziałem spokojnie i spojrzałem na niego. - Zadbaj o nie porządnie.

    Tak też zrobił. Wieczorem widziałem przez okno, jak obcina róże, by mogły wyrosnąć następne. Ech, takie piękne. Szkoda je marnować. Widziałem, jak tworzy się wielka góra kolorowych główek róż. Tak niewinne. Poprosiwszy, by ktoś otworzył mi bramę, udałem się do do ogrodu. Stanąwszy przed moim lokajem, zdjąłem opaskę z oka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz